Większość graczy PC doskonale wie, na czym polega słodka gorycz przecen na Steamie.
Słodko, bo kolekcja gier rośnie o całe mnóstwo nowych tytułów niespodziewanie szybko. Gorzko, bo konto w banku pustoszeje niespodziewanie szybciej. Anyway: prawda jest taka, że prawie zawsze trafi się jakiś tytuł, na który człowiek polował, ale poza wisienkami przychodzi całe mnóstwo tortu, czyli gierek, o których ktośtam mówił, które wyglądają ładnie, które mają dobre oceny, które to i tamto. I kosztują kilka euro. Żal nie wziąć.
W taki sposób nabyłem kawałek tortu, jakim jest Gunpoint. Jako że wisienki takie jak (kupione właśnie na summer sale'u) Alien: Isolation, czy Empire: Total War, albo (kupiony gdzie indziej) Wiedźmin 3 odłożyłem sobie na potem, ponieważ zdążyłem sprzedać starą, a nie zdążyłem jeszcze kupić nowej karty graficznej, ruszyłem właśnie ten tytuł. Żeby nie było: interesował mnie bardzo, w końcu wydałem na niego z sześć złotych, ale jednak przeleżałby trochę, zanim bym się za niego zabrał, gdyby nie te specjalne okoliczności.
Gunpoint to w pewnym sensie platformowa skradanka, ale przede wszystkim gra zręcznościowo-logiczna. Warto na wstępie zaznaczyć, że jest to naprawdę nieduża produkcja, plansze są malutkie i całość można (nie spiesząc się) przejść w 3 godziny. Ale to akurat grze wychodzi na dobre.
Główny bohater Gunpoint to Richard Conway, szpieg do wynajęcia, którego głównymi atutami są superspodnie i zdolność hakowania elektroniki.
Co do fabuły:
Poznajemy bohatera, gdy, testując wyżej wymienione portki, wylatuje przez okno swojego mieszkania i odbiera telefon od kobiety znajdującej się w budynku w bezpośrednim sąsiedztwie, zgłaszającej zapotrzebowanie na jego usługi. Rozmowę przerywa nieznany napastnik, który morduje kobietę i ucieka.
Jest to początek krótkiej, ale całkiem ciekawej intrygi, którą poznajemy podczas gry poprzez rozmowy z kolejnymi zleceniodawcami przed i po misjach, a także z maili - znajdziek rozrzuconych na kolejnych poziomach, stanowiących cel dodatkowy. Trudno przyczepić się do fabuły: gra pozwala nam podjąć pewne wpływające na jej rozwój decyzje, parę razy potrafi zaskoczyć i, przede wszystkim, opowiadana jest w sposób oparty na zajebistej konwencji:
momentami ironicznej, momentami komediującej, momentami czegoś w stylu post-noir.
![]() |
Hint na temat jednego z rodzajów przeciwników. |
Ostatnia uwaga na temat fabuły: świetny pomysł na samym końcu. Gracz może napisać bloga, komentując skutki decyzji, które podjął w trakcie gry (i sposobu grania!), poprzez wybranie jednego z trzech osądów na temat każdego z faktów. Tak napisany "blog" umieszczany jest na stronie i pojawia się możliwość zatwittowania go.
Wygenerowany przeze mnie wpis (malutki spoiler alert): tutaj.
Rozgrywka:
Gunpoint nie jest jednym z tych indyków, które mierną rozgrywkę próbują zamaskować skomplikowaną, mającą wyglądać na głęboką fabułą, czy egzystencjalnymi przemyśleniami. Fabuła jest tym, co tłumaczy akcję, ale nie musi jej bronić. Rozgrywka Gunpointa broni się sama.
Schemat jest taki: z poziomu smartphone'a wydajemy zarobione na poprzednich misjach pieniądze na nowe gadżety, uzbierane punkty rozwoju na ulepszenie kilku cech (malutko opcji, ale niczego pod tym względem nie brakuje), wybieramy interesującą nas misję, krótka gadka ze zleceniodawcą i konkretna gra:
W klasycznie platformowym stylu rzut budynku, który mamy zinfiltrować w celu zhakowania komputera lub wykradzenia jakiegoś przedmiotu. Po włączeniu głównego gadżetu widzimy elektronikę (i elektrykę też) w budynku, którą możemy ze sobą linkować. Na tym głównie opiera się zabawa: zdalnie przełączamy kabelki tak, by kamera, gdy gracz wejdzie w jej zasięg, zamiast aktywować alarm, wyłączała światło. Patrolujący ochroniarz naciska włącznik, ale my już sprawiliśmy, że ten włącznik otworzy nam drzwi, które przy okazji znokautują niemilca. Całkiem fajna zabawa. Poruszanie się po planszy ułatwia zdolność wykonywania bardzo wysokich i długich skoków, dzięki którym wskoczymy do budynku przez okno czy obalimy przeciwnika, a także przywierania do ścian i sufitów. Swoją drogą: twórcom gry należą się pochwały za zakres wzroku przeciwników. Po raz pierwszy od dawna nie miałem wrażenie, że patrolujący jakiś obszar w grze przeciwnik nie ma percepcji cyklopa z jaskrą.
Ale żeby nie było: przeciwnicy nie stanowią większego wyzwania. Są raczej ruchomym i reaktywnym elementem zagadek logicznych, jakimi są kolejne epizody.
Dodatkowo rozgrywkę urozmaica fakt, że łączyć ze sobą możemy tylko te elementy elektroniczne, które należą do tego samego rodzaju (co zaznaczone jest kolorami). Czerwone układy możemy linkować od początku poziomu, ale by odblokować inne kolory, musimy fizycznie dostać się do konkretnych przełączników.
Mamy więc: kilka rodzajów sieci, kilka rodzajów elementów (przełączniki, światła, drzwi, kamery, czujniki ruchu, czujniki hałasu, windy i parę innych) w kilku różnych układach-kolorach, kilka rodzajów przeciwników o konkretnych cechach (i bardzo przewidywalnych zachowaniach) i trochę map.
Oprawa:
Grafika jest prosta, pikselowata, ni to retro, ni to indie, w pełni robi swoją robotę. Udźwiękowienie mogłoby być lepsze, bo poza muzyką to nie za dużo słychać, ale to nie najgorzej, bo muzyka jest świetna (gdyby nie ona, może nie czułbym tak bardzo tego "post-noiru"), bardzo miłe jazzowanie.
![]() |
Tak przełącza się kabelki. |
![]() |
A tak się eksploruje. |
Podsumowanie: Gunpoint to przyjemna, lekka produkcja, warta tych sześciu złotych, czy ilu tam. Polecam jako takie spoko ciasto z kremem, co jest w torcie, jeśli zastanawiasz się, czym zapchać zamówienie na Steamie, ale wisienka to to nie jest.
![]() |
Jazz. |
Labalve
Grafiki moje, jak i kradzione, hehe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz